niedziela, 20 maja 2012

1020 KILOMETRÓW PIESZO, SAMA DAWNYM SZLAKIEM BURSZTYNOWYM Z PRAGI CZESKIEJ NA WYBRZEŻE BAŁTYCKIE

Informacje oraz fotki, które po raz pierwszy umieszczone były na zaprzyjaźnionej stronie internetowej:

Poznanianka Mirosława Stroińska, przeszła pieszo ponad 1020 kilometrów, jedną z odnóg dawnego szlaku bursztynowego, który wiódł znad Morza Adriatyckiego. Trasa wędrówki prowadziła ze stolicy Czech, na Wybrzeże Bałtyckie, w tym również na Półwysep Sambijski. Najważniejszą rzeczą w wytyczeniu trasy na podstawie publikacji naukowej, była zgodność z dawnym szlakiem bursztynowym. W dzisiejszych warunkach terenowych, „przeszkodę” stanowiły: autostrady, zabudowania przemysłowe, a także linie kolejowe, które, zwłaszcza w górach bardzo często biegną podobnie jak drogi, którymi kiedyś wędrowali kupcy.
Kierując się krainami geograficznymi, wyprawa podzielona została na etapy:
- Kotlina Czeska – Kotlina Kłodzka (Praga – Kłodzko)
- Kotlina Kłodzka - środkowa Odra (Kłodzko – Wrocław)
- środkowa Odra – środkowa Prosna (Wrocław – Kalisz)
- środkowa Prosna – Kujawy (Kalisz – Toruń)
- Kujawy – ujście Wisły (Toruń – Kwidzyn)
- ujście Wisły – Sambia (Kwidzyn – [Filono])
- przeprawa, okolice Pojezierza Kaszubskiego – Zatoka Gdańska (Mareza – Gdańsk)
Ze względu na ograniczone środki finansowe, podróżniczka, zamiast map używała ksero, drukowała także z czeskiego portalu turystycznego CZeCOT, oraz z polskiego portalu Szukacz. Odległości jeśli nie było ich na mapie, wyliczała tzw. metodą chałupniczą to jest mierzenia linijką według skali mapy (dobrze byłoby wyliczyć je za pomocą GPS). Często więc w terenie okazywało się, że zamiast jednej drogi, są trzy. Dlatego też, miała problemy jeśli kierowcy nie zatrzymywali się, gdy chciała spytać o drogę.
Założeniem całego przedsięwzięcia była wyłącznie wędrówka piesza, lecz z różnych powodów, parę odcinków trasy, nie zostało „przemaszerowanych”. I tak z Jordanowa Śląskiego do Pustkowa Wilczkowskiego przed Wrocławiem, dalej z Jelonek do Elbląga, oraz z Gdańska do Starzyna. Te kilkadziesiąt kilometrów, Poznanianka przewędrowała w tym roku, docierając na rynek Starego Miasta prawobrzeżnej Pragi. Tym razem, oprócz bursztynowego naszyjnika, miała ze sobą bursztynowy wisior, który otrzymała od Stowarzyszenia Bursztynników, podczas Jarmarku św. Dominika w Gdańsku.
http://www.amber.com.pl/wiadomosci/wydarzenia/item/154-pieszo-bursztynowym-szlakiem-relacja-z-wędrówki/
W dalszych planach natomiast, jest przemierzenie odcinka drogi bursztynowej, wiodącego z Aguileii (Włochy), poprzez Lentię (Linz, Austria) do Pragi, tak aby była całość szlaku. Jest to jednak o wiele trudniejsze, chociażby z uwagi na bardzo dokładne mapy i względy finansowe.

1020 kilometrów pieszo, szlakiem bursztynowym
Jest to ogromny skrót mojego przedsięwzięcia, w czasie którego niejednokrotnie borykałam się z różnymi problemami. Trasa wędrówki, prowadziła z Pragi czeskiej na Wybrzeże Bałtyckie. Jest to jedna z odnóg dawnego szlaku bursztynowego prowadzącego z Aqvileii. Dawne szlaki handlu bursztynem określone na podstawie odkryć bursztynu oraz obcych importów, wiodły ku bursztynowym złożom poza granice państwa rzymskiego, były przedłużeniem dróg bitych lub kutych w skałach na jego terytorium. Szlaki te, często uczęszczane, omijały przeszkody terenowe wiodąc wzdłuż dolin rzecznych, przełęczy górskich lub przejść między bagnami.
Parę lat temu, kończąc studia, zamierzałam napisać pracę magisterską o szlaku bursztynowym. To znaczy, na podstawie publikacji naukowych, oraz przemierzenia pieszo trasy dawnego szlaku prowadzącego przez Polskę. Z powodu różnych problemów, nie udało mi się tego zrealizować i pisałam o dawnym mieście żydowskim w Pradze. Jednak fascynacja bursztynem pozostała, i postanowiłam zrealizować to przedsięwzięcie.
Wybrałam odnogę dawnego szlaku bursztynowego wiodącego przez Pragę czeską na Wybrzeże Bałtyckie. Od 30 lipca do 13 września, przeszłam ponad 1020 kilometrów. Wyruszyłam z wschodniej dzielnicy stolicy Czech, Vysočan. Już w pierwszym dniu wędrówki, zamiast planowanych 20, idę 34,5 kilometry, ze względu na to iż cena noclegu znacznie przewyższa przeznaczoną na ten cel kwotę. Maszeruję szosą prowadzącą przez Poděbrady. Co chwilę jadą samochody dostawcze, jest gorąco, pot zalewa oczy i zwiewa czapkę. Niektóre odcinki szlaku pokrywają się z trasami szybkiego ruchu i wtedy ma innego wyjścia jak maszerować ich skrajem.
W jednym z kolejnych dni, tak jak było moim pierwotnym zamiarem wędrować przez dawne osady, kieruję się na północny wschód, wioskami. Po wędrówce szosą, wspaniale jest iść lasami i polami. Jem „papierówki” nagrzane słońcem i pozbierane z rowu, a także mirabelki prosto z drzewa. Jednak o wodzie mineralnej, można było tylko pomarzyć. Kupiłam ją w Nepolisach i dalej przez 26 kilometrów trasy przez wioski, przez te wszystkie miejscowości: Lukova, Mlékosrby, Bydżovská Lhotka, Barchov, Zvíkov, Kunčice, Radostov, Radíkovice, sklepy były zamknięte. Po prostu myślałam, że nie dam rady, bo przecież niemożliwością byłoby nieść zgrzewkę wody przez tyle kilometrów. Dopiero przed Hradec Králové, mogłam zaopatrzyć się w napoje. Na raz wypiłam 1,5 litra wody, 1 litr soku, zjadłam loda, odsapnęłam trochę i „doczłapałam” się do miasta. Takie, jak je nazwałam „czeskie obyczaje”, że sklepy otwarte są rano i po południu, panowały jeszcze, przy pierwszych zabudowaniach, po polskiej stronie granicy.

W Czechach miałam wyprzedzenie jednego dnia marszu, ale w Polsce przez deszcze, wszystko się „wyrównało”. Wyruszając z Kłodzka, opakowałam plecak folią, choć na niewiele to się zdało. „Kserówki” map, które noszę w kieszeni, po pewnym czasie są totalnie mokre i w strzępach, bo co jakiś czas sprawdzam trasę. Leje już nawet pod drzewami, nie mogę robić zdjęć, bo szkoda aparatu. Moje ręce i stopy „sprane od deszczu”, bąbel na palcu, z rękawów bluzy polarowej, raz po raz wyciskałam wodę. Odzież i buty jak wyciągnięte z pralki bez wirowania. Jednak ogromną frajdę sprawia mi brodzenie w strumykach wody deszczowej, spływających po asfaltowej drodze.
Doznałam już upałów w Czechach, ulewnego deszczu w Polsce, a teraz z kolei wędrówki nocą, być może podobnie jak kupcy, dla których okolica Białobrzezia była punktem postojowym. Jakąś godzinę, przedrzemałam pod krzakiem. Nie wzięłam cieplejszej kurtki, gdyż jak taka gapa, przed wyjazdem, wyciągnęłam ją z plecaka. Pachniało ścierniskiem i cały czas wiał, silny zachodni wiatr. Już nie szłam, tylko człapałam, lecz cały czas w tej nocy „towarzyszyła” mi góra Ślęża, a na niej migający maszt, jak latarnia. Światła góry po lewej stronie, lub z tyłu wskazywały mi kierunek nocnego marszu, wiedziałam że dobrze idę. A teraz kilometry: 49,5 i ponad 14 godzin wędrówki ze zwichniętą nogą, prawdopodobnie w lesie w czasie marszu po kamieniach i cegłach.
W znalezieniu noclegów, pomagały mi zarówno dzieci jak i osoby dorosłe. Wielokrotnie byłam tak zmęczona, że zamiast spać, przez pół nocy drzemałam. Wydawać by się mogło że baza noclegowa, w tym gospodarstwa agroturystyczne w Polsce, są dość dobrze rozwinięte, lecz trudność polegała na tym, że nocleg wypadał codziennie w innej miejscowości. To też, dokładnie od Wrocławia, gdy docierałam do punktu etapowego, a nie było tam noclegów, po prostu dojeżdżałam by gdzieś przenocować. Na następny dzień z kolei wracałam w to samo miejsce aby kontynuować wędrówkę, tak by trasa była zgodna z tą, którą dawniej przemierzali kupcy. A co do bursztynu, spotkałam „poławiaczy” ze swoimi zdobyczami na najbardziej wysuniętym cyplu Półwyspu Sambijskiego.


WYSTAWA FOTOGRAFII WYKONANYCH PRZEZ MIROSŁAWĘ STROIŃSKĄ, PODCZAS WĘDRÓWKI TRASĄ DAWNEGO SZLAKU BURSZTYNOWEGO
FAIR PLAY TRADE serdecznie zaprasza do obejrzenia zdjęć, które zaprezentowane zostały, w dniach 8 - 25 maja 2007 roku, w holu gmachu głównego Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu.
Kolorowe zdjęcia wraz z komentarzami, prezentują 1020 kilometrowy odcinek Szlaku Bursztynowego, który Pani Mirosława pokonała pieszo. Latem 2006 roku jako pierwsza Polka, przeszła śladami bursztynowych kupców, trasę z Pragi czeskiej na Wybrzeże Bałtyckie.



















Fotografie prezentowane na kolejnej wystawie.

















Zapraszam na szlak bursztynowy, w świat malowany słońcem, deszczem i wiatrem ...