W ramach XXII Dni Kultury Polskiej w Austrii, zaproponowałam spacer odcinkiem drogi limesowej (Limesstraße) nad Dunajem, który odbył się w dniu się 8 września. Wcześniej, w ramach treningu, od 3 do 7 września, wędrowałam po historycznych miejscowościach rozlokowanych nad Dunajem, które tworzyły system umocnień lub stanowiły centra komunikacyjne na północnej granicy Cesarstwa Rzymskiego z
Barbaricum. W pobliżu tych miejsc postojowych (punkty etapowe), kupcy zmierzający z bursztynem do Aquileia, przeprawiali się przez rzekę.
Granica (łac. limes) wzdłuż Dunaju w Austrii, była innego rodzaju niż pozostałe granice Cesarstwa, gdyż sama rzeka stanowiła naturalną przeszkodę. W ciągu kilku wieków ruchu granicznego, północną granicę imperium rzymskiego monitorowały jednostki wojskowe i odziały pomocnicze, stacjonujące w 3 obozach legionowych, 16 fortach i wieżach strażniczych. Prowadziły stąd połączenia komunikacyjne do ośrodków administracyjnych, takich jak np. miasta
Aelium Cetium / Sankt Pölten i
Ovilava / Wels.
Mapka przedstawiająca przebieg limesu dunajskiego (dzisiejsza Austria).
Rano z Michaelerplatz, miejsca, gdzie w dawnej Vindobonie, krzyżowały się główne drogi komunikacyjne, ruszyłam śladami rzymskich kupców w kierunku Klosterneuburg. W czasach gdy przez Europę transportowano bursztyn, znajdował się tam fort
Arrianis, wchodzący w skład systemu obronnego naddunajskiej granicy (Donaulimes), prowincji
Pannonia oraz
Noricum.
Ażurowe wieże Votivkirche,
przy Währinger Straße.
Jak wiadomo, na Kahlenberg trzeba się "wdrapać", i spacer jest trochę
męczący, więc z przyjemnością można trochę odsapnąć, robiąc zdjęcia
takiej roślinności.
W oddali Wiedeń, a na pierwszym planie, prawie już dojrzałe winorośle.
Piękna informacja z mapką,
o szlaku winnym miejscowości rejonu Kahlenberg.
Klosterneuburg, widok ze wzgórza Kahlenberg - Łysej Góry.
Uff, wreszcie z górki
i grusza z dorodnymi owocami na Sachsengasse.
Klosterneuburg, jako zespół architektoniczny z kolekcją dzieł sztuki, to atrakcja turystyczna.
A mnie zauroczył ten obrazek w uliczce Hundskehle.
Wracając z eskapady, podjechałam tramwajem przystanek dalej, by uchwycić na fotce takie dziwo, które "wylądowało" na jednym z hoteli w Wiedniu.
Choć tym razem nie było handlu wymiennego za bursztyn, to można
powiedzieć, że wyprawa była owocna. Wróciłam z "łupem", w postaci
winogron, zakupionych oczywiście, na Kahlenbergu, na festynie z okazji 330 rocznicy Odsieczy Wiedeńskiej.